Generic selectors
Exact matches only
Search in title
Search in content
Post Type Selectors
Facebook Twitter YouTube
Facebook Twitter YouTube
Marcin Malik
Bunkier

Witam na stronie Kompas. Mam na imię Marcin i to jest moja opowieść. Podróżuję gdyż sprawia mi to przyjemność a przy okazji jest to wspaniały sposób na ciągłą samoedukację, która wzbogaca światopogląd i otwiera oczy na rzeczy dotąd niezauważalne, zarówno w odległych krajach jak i mi najbliższych. Poznawajmy inne kultury lecz szanujmy i brońmy swojej.

Czytaj więcej O AUTORZE

Kanał YouTube

Polecam mój pełen przygód kanał YouTube

Przekaż darowiznę

Jeśli lubisz stronę Kompas i chciałbyś wesprzeć ten projekt, przekaż darowiznę naciskając na poniższy guzik.

Polityka Prawdy

==============================================  „Religia, tak samo jak alkohol, powinna być tylko dla ludzi mądrych”

Marcin Malik

Wyszukiwanie
Generic selectors
Exact matches only
Search in title
Search in content
Post Type Selectors
Wycieczki do Azji

Szpieg – book

Miejsce na reklamę

Parę słów od autora

Podróżując od chrześcijańskich pozostałości Konstantynopola i piasków antycznej Persji, poprzez Himalaje, Wielki Mur Chiński oraz gęste dżungle Borneo zdałem sobie sprawę, że świat powinien mieć swój ustalony porządek. Dlatego pomimo moich pięknych przygód i doświadczeń zawsze pamiętałem do której kultury ja sam należę i doceniałem także piękno oraz wartości naszej pięknej - Białej Chrześcijańskiej cywilizacji.

Wymiana walut

CurrencyRate

Prognoza pogody
Relacje z wypraw

Wyprawa do Bangladeszu 2007

Napisał: Marcin Malik

Wyprawa do Bangladeszu 2007

 

Bangladesz to przygoda dla koneserów podróży, którzy nie boją się wyzwań poza wytartym szlakiem. W Bangladeszu można jeździć na dachu pociągu, można też zbierać herbatę, kapać się w rzece z miejscowymi oraz oberwować delfiny rzeczne. Bangladesz jest krajem chaosu, ale nazwijmy go lepiej 'krajem relaksu gdzie czas się zatrzymał’. Bangladesz to niezapomniana przygoda, podczas której najbiedniejszy podróżnik może poczuć sie przez chwilę bogaty.

 

Przebieg podróży: Benapole-Jessore-Daka-Srimangal-Daka-Benapole

Benapole, Jessore, droga do Daki i moje pierwsze wrażenia

Tak zaczynają się moje przygody w Bangladeszu. Granicę przekraczałem w Benapole gdzie wojskowi potraktowali mnie bardzo miło gdyż szperali we wszystkich innych bagażach a do mnie tylko machnęli ręką. Jeden z urzędników powiedział mi tylko, że już za dwa dni będzie dwudniowy strajk więc żebym się przygotował. Potem dowiedziałem się, że wkrótce planowane są następne strajki. Jak mogłem się wcześniej domyśleć stan obywateli tego kraju był opłakany. Przy wypełnieniu papierów pomógł mi jeden pan a potem wziąłem rykszę rowerową i pojechałem do biura autobusowego w pierwszym miasteczku przy granicy.

Wyprawa do Bangladeszu, Wyprawa do Bangladeszu 2007, Kompas Travel

Okazało się jednak, że bilety do Daka (stolicy Bangladeszu) są wyprzedane na następne dwa dni. Wziąłem więc lokalny autobus i pojechałem do oddalonego o 38km Jessore gdzie moim planem było kupienie biletu do Daki. Jak mogłem przypuszczać jazda lokalnym autobusem okazała się dość karkołomnym przeżyciem. Droga była jednopasmowa i zdecydowanie za wąska aby mogła pomieścić dwa autobusy. Mój kierowca gnał na sygnale do przodu a ci mniejsi musieli zjeżdżać na boki. Kraj ten-podobnie jak Nepal, także słynie z wypadków drogowych. Gnaliśmy przez pola ryżowe i rzędy pięknych palm bananowych. Siedziałem przy oknie gdzie cały czas wiało, gdyż było ono wyłamane lecz i tak było miło gdyż miałem nawiew a ludzie próbowali ze mną nawiązać kontakt. Po tej urozmaiconej jeździe z radością wydostałem się z autobusu i wziąłem kolejną rykszę aby dojechać do stacji autobusowej. Tam niestety także nie było biletów gdyż zbliżał się kolejny strajk a dodatkowo było muzułmańskie święto. Na moje szczęście poznałem miłego pana, który dobrze mówił po angielsku i który poszedł ze mną do innego biura aby mi pomóc. Okazało się, że po znajomości pojechałem na czyimś bilecie gdyż ktoś podobno zrezygnował. Zapłaciłem więc i wolałem już nie zadawać pytań. Razem z moim kompanem wzięliśmy następną rykszę i udaliśmy się na dworzec. Tam powiedziano mi, że pomogą obcokrajowcowi i będę mógł pojechać ale nie wiadomo kiedy przyjedzie autobus. W międzyczasie zaprowadzono mnie na bajecznie tani obiad złożony z kilku dań razem z deserem.

W Bangladeszu od razu mi się bardzo spodobało bo nawet w ciężkiej sytuacji ludzie i tak chcieli mi pomóc. Dookoła zaczynały się już strajki, ludzie chodzili i wykrzykiwali swoje slogany lecz ja pomyślałem, że znowu spadłem na cztery łapy. W międzyczasie poznałem kolejnego pana z Bangladeszu, z którym dobrze mi się rozmawiało lecz niestety zaczął mnie pytać czy mam dziewczynę i kiedy się z nią ożenię. Widać temat ten napotyka mnie wszędzie gdzie pojadę. Mijały kolejne godziny a autobus nie przyjeżdżał. Jednak szef knajpy obok zaprosił mnie na herbatę i chciał ze mną wznosić toasty przy owacjach tłumu. Tak po raz kolejny byłem atrakcją całego dworca i okolic a ludzie na dworcu obok męczyli się czekając. W końcu po ośmiu godzinach opóźnienia przyjechał autobus choć też nie mój. Jednak jako gościowi w ich kraju pozwolono mi pojechać wcześniej. Do Daki było tylko 220km lecz jazda zajęła mi aż 12h i 8h czekania. Wszystko z powodu wielkiej mgły na rzekach oraz tego, że promy były zablokowane. Także nie wszystkich mostów było można używać i dlatego nadrobiliśmy czasu. W międzyczasie tłumaczono mi, że w Bangladeszu jest obecnie bardzo trudna sytuacja polityczna i życie tutaj nie jest łatwe. Już podczas mojego pierwszego dnia zdążyłem się o tym przekonać. Wielkie opóźnienia, manifestacje i przygotowania do strajków a był to dopiero początek.

Wyprawa do Bangladeszu, Wyprawa do Bangladeszu 2007, Kompas Travel

Daka – moje przygody w mieście miliona rykszy

Tak czy inaczej pomyślnie dotarłem do Daki a jeden pan z autobusu wskazał mi hotel. Gdy powiedziałem mu, że jestem z Polski zapytał o Lecha Wałęsę. Muszę przyznać, że w związku z powyższym mój pierwszy dzień w Bangladeszu trochę mnie zaniepokoił lecz nie chciałem się jeszcze poddawać. Chciałem dać temu krajowi szansę. Przyjechałem niestety w złym momencie gdyż 22 stycznia są tutaj wybory i bardzo nerwowa sytuacja oraz oczywiście już zapowiedziany na ten dzień strajk.

Zamieszkałem nawet w niezłym hotelu w centrum miasta za jedyne 5usd za noc. Miałem pokój dla siebie, na dole była jadłodajnia oraz pokój do modlitw dla muzułmanów.

Daka zostało założone na początku XVII w jeszcze przez Imperium Mugalskie i na początku było małą osadą a dzisiaj jest wielomilionowym miastem. Rzeczą, która jest bardzo charakterystyczna dla Daki to wszechobecne ryksze rowerowe, których jest już tu około pół miliona. Wszystkie są też zdobione malunkami lecz nie jest to prowadzone do przesady tak jak to było w Pakistanie. Najpierw pojechałem do muzeum narodowego. Jest to muzeum, które opowiada o historii tego bardzo młodego kraju, przedstawia także tutejszą sztukę przodków i wykopaliska. Spośród wszystkich wystaw najbardziej mnie zainteresowała historia powstania Bangladeszu. Była to opowieść przedstawiona w zdjęciach, o tym gdy przed 1971 rokiem wojska pakistańskie zaatakowały Bengal. Były pokazane czaszki odnalezione podczas wojny, ofiary bomb z napalmem oraz wszystkie okropieństwa tej wojny i powstanie Bangladeszu. Przypominało mi to trochę muzeum wojny z Sajgonu gdzie były pokazane dokumenty z wojny amerykańsko-wietnamskiej.

Następną wystawą były zwierzęta a wśród nich zakonserwowana sześciometrowa ryba piła. Z branży lokalnych wyrobów po raz pierwszy w życiu zobaczyłem tak pięknie zdobione łóżka. Wielkie łoża z baldachimami były podparte rzeźbami kobiet lub zwierząt o wysokości 1 metra. Także część górna była pięknie rzeźbiona w motywy kobiet grających na trąbkach. Łoża te były pięknymi dziełami sztuki i szkoda, że na teren muzeum nie mogłem wnieść aparatu.

Wyprawa do Bangladeszu, Wyprawa do Bangladeszu 2007, Kompas Travel

Po muzeum poszedłem do jednej z hinduistyczych świątyń z XII w, położonych nad jeziorem i składających się z kilku budynków pomalowanych na wiele kolorów. Rozejrzałem się, zrobiłem kilka zdjęć i szybko pojechałem do następnego obiektu. Tym razem był to niedokończony fort Lalbagh budowany w 1677 roku lecz potem budowa jego została przerwana gdyż jedna z księżnych umarła i uznano to za zły omen. W środku znajduje się wielki zbiornik wodny, mosk oraz muzeum wojenne, mauzoleum i ogrody. Całość jest otoczona wielkim murem obronnym na, którym można wejść i skąd można zobaczyć panoramę całego obiektu. Na koniec był już czas modlitwy dlatego z głośników wydobywały się bardzo głośne pieśni z koranu co dawało jeszcze milszy odbiór tego miejsca. Nie jest to tak okazała budowla jakie były w Indiach czy ta w Pakistanie lecz i tak warto tu przyjść. Gdy byłem w środku, szybko zostałem zauważony przez młodych Bengalczyków. Chodzili ze mną zadając standardowe pytania i robili mi zdjęcia. Po raz kolejny stałem się największą atrakcją tego miejsca co mnie trochę zmęczyło i po jakimś czasie już tylko byłem fotografowany. Potem poszedłem do restauracji gdzie jeden człowiek usiadł na przeciwko mnie i włączył kamerę ze światłem skierowanym w moje oczy a następnie nagrywał jak jem. To mi się przydarzyło pierwszy raz choć wszyscy byli wciąż bardzo mili. Zauważyłem też, że wydanie islamu w Bangladeszu nie jest tak rygorystyczne jak w Pakistanie. Tutaj kobiety siedzą w restauracjach z mężczyznami i nie ma osobnych przedziałów w autobusach. Z drugiej jednak strony kobiety są tutaj rzadkim widokiem a małżeństwa są także aranżowane. Jest to ciągle bardzo religijny, muzułmański kraj. Moje wrażenie po pierwszym dniu w Daka było bardzo dobre. Ludzie byli mili, ryksze bardzo szybkie i pomocne a jedzenie dobre.

Następnego dnia zaczął się strajk i już z pokoju słyszałem okrzyki i manifestacje. Wyszedłem więc na ulicę zorientować się czy będę musiał żyć jak w bunkrze przez parę dni i czy jest bezpiecznie. Wszedłem w sam środek manifestujących ludzi, wymachiwującymi flagami Bangladeszu i krzyczącymi swoje slogany. Było też bardzo dużo uzbrojonego wojska i policji. Okazało się, że pomimo tego, że kraj jest przewrócony do góry nogami dla mnie było bezpiecznie. Ludzie manifestowali blokując ulice, z głośników wydobywały się okrzyki a ja byłem sam po środku tego wszystkiego, daleko od jakiejkolwiek pomocy. Po chwili zawołali mnie policjanci i zapytali czy wszystko jest w porządku. Wszyscy Bengalczycy narzekają na policję i mówią, że jest skorumpowana lecz dla mnie byli oni bardzo mili.

Wyprawa do Bangladeszu, Wyprawa do Bangladeszu 2007, Kompas Travel

Zrobiliśmy też sobie pamiątkowe zdjęcie. Ja, uzbrojona policja a obok wściekły tłum. Podziękowałem im za pomoc, wziąłem rykszę i po prostu pojechałem zwiedzać, tak jakby mnie sytuacja w tym kraju nie dotyczyła. Najpierw mój biedny rykszarz zawiózł mnie do Ashan Manzil- różowego pałacu, czyli do pięknie zbudowanego muzeum. Z powodu strajku pałac był zamknięty lecz po dłuższych prośbach wpuścili mnie na trochę abym mógł zobaczyć go od zewnątrz i zrobić parę zdjęć. Różowy pałac jest jednym z nielicznych, pięknych budynków w Daka i był zbudowany w drugiej połowie XIX w. Został też zniszczony przez tornado lecz po odbudowie wygląda jeszcze lepiej. Postaram się tu jeszcze przyjść aby wejść do środka gdy strajk już mam nadzieję minie. Stojąc przed pałacem i prosząc o wejście poznałem dwóch studentów, którzy mnie oprowadzili po mieście. Rozmawialiśmy o islamskich zwyczajach w Bangladeszu, o ich religii oraz o sytuacji politycznej, która jest beznadziejna i trwa już od 35 lat. Mówili, że w ich kraju wszystko jest skorumpowane, wiecznie są strajki, politycy i policja dbają tylko o pieniądze i nie ma szans na poprawę. Bangladesz jest także tym krajem gdzie za wolność zginęło wiele setek studentów. Rozmawiając szliśmy nad rzekę abym mógł wynająć łódkę na godzinę i zobaczyć jak żyją tamtejsi ludzie. Moi koledzy wytargowali dobrą cenę a ja wsiadłem na łódkę i odpłynąłem. Na rzece był duży ruch gdyż każdy się gdzieś przemieszczał. Tamtejsi ludzie mieszkali na łódkach i kąpali się w brudnej wodzie.

Po drugiej stronie rzeki były największe slamsy, budynki wyglądały na opuszczone i nie nadające się do mieszkania choć wszystkie były zajęte. Widziałem jak wieszali swoje pranie (także robione w rzece), tam jedli i spali. Sam brzeg był jak wysypisko śmieci i było mi bardzo żal tych ludzi lecz oni mi machali, uśmiechali się do mnie i byli zadowoleni z widoku jedynego białego w całym kraju. Po zejściu z łódki kupiłem moim kolegom po herbacie, napiliśmy się i spacerowaliśmy po mieście. Dzięki nim zobaczyłem więcej niż bym zobaczył sam. Opowiadali dużo o swoim kraju ale przede wszystkim o tym jak się tu żyje. Dla mnie jest tu bardzo tanio gdyż 1 funt to aż 135 taka lecz w wielu partiach Bangladeszu ludzie pomyślą wiele razy przed wydaniem 1 taka. Niektórzy pracują cały dzień nie jedząc. Poszliśmy w wiele miejsc upamiętniających krwawe powstanie Bangladeszu. Jednym z nich było miejsce gdzie ludzie zebrali się i manifestowali przeciwko rządowi Pakistanu, który w 1952 roku ogłosił urdu językiem narodowym. Za prawo do bengalskiego wielu tutaj zapłaciło życiem i dlatego w Daka stoi dziś odwiedzony przeze mnie pomnik. Nie zdziwiło mnie już tu, że rząd nie zapewnia ludziom absolutnie niczego, wielu śpi na ulicy, dzieci pracują sprzedając herbatę i bardzo marnie wyglądają. Bangladesz to moje kolejne wielkie doświadczenie, nauka historii i poznawanie ciężkich warunków życia tych ludzi.

Wyprawa do Bangladeszu, Wyprawa do Bangladeszu 2007, Kompas Travel

Chodziłem z moimi kompanami aż do zmroku, odwiedzając jeszcze sąd najwyższy i uniwersytet w Daka a następnie pojechałem do hotelu. Wszystkie te budynki lata świetności miały wyraźnie za sobą. Gdyby nie moi koledzy, nigdy bym się nie domyślił że były to sądy i uniwersytet.
Zauważyłem, że wszystkie historie o niebezpieczeństwach rozsiewane przez podróżników oraz chociażby polską ambasadę są po prostu „wyssane z palca”, chyba że ja mam aż tak wielkie szczęście. Jestem tutaj jedynym białym człowiekiem chodzącym w nocy samemu po nieoświetlonych ulicach i zawsze czuję się bezpiecznie. Ludzie są zawsze mili i pomocni, nawet gdy akurat manifestują a sytuacja jest aż tak napięta.

Wracając do hotelu przechodziłem przez targ rybny i zobaczyłem tych wszystkich biednych, śmiejących się do mnie ludzi. Pomyślałem wtedy jak wielkie mam szczęście, że mogę żyć w ten sposób i zastanowiłem się nad swoim planem na życie. Myślę, że mój jedyny plan to być po prostu szczęśliwym i podróżować dookoła świata. Zdałem sobie także sprawę jak wielkie mam szczęście, że urodziłem się w Polsce, że mam polski paszport a także, że jestem biały bo w większości miejsc na ziemi ma to ogromne znaczenie. Raz gdy poszedłem na ulicę gdzie rykszarze (czytaj; głodni nędzarze) naprawiali swoje pojazdy, ktoś powiedział że „biały bóg” przyjechał ich odwiedzić.

Następnego dnia okazało się, że partia opozycyjna postanowiła przedłużyć strajk o jeszcze jeden dzień a w kraju gdzie aż 40% ludności nie potrafi pisać i czytać głupich nie brakuje i strajkować o nie wiadomo o co, jest komu. Zastanowiłem się jak spędzić kolejny dzień w Daka biorąc pod uwagę, że już wszystko widziałem. Moim planem tak jak zwykle, było jak „najgłębsze przetargnięcie” w szeregi przeciętnych Bengalczyków aby dowiedzieć się jacy na prawdę są. Jest tutaj jeszcze jedno miejsce stworzone właśnie dla mnie, czyli zoo.

Jednak przed pojechaniem tam musiałem wymienić walutę co było kolejną przygodą. Spotkałem urzędnika rządowego na ulicy, który zaprowadził mnie do banku gdzie po długiej rozmowie na ostatnim piętrze, herbacie oraz obejrzeniu wszystkich moich wiz w paszporcie, urzędnik wymienił mi walutę. Musiał tylko skopiować mój paszport co zajęło następne 15 minut gdyż jedyna maszyna kopiująca była w piwnicy. Miałem tu okazję zobaczyć jak wygląda praca ustawodawcza w tym kraju. Biuro wyglądało jakby właśnie przeszło przez nie tornado, zdesperowane na kompletny remont wszystkiego podczas gdy w środku urzędnicy mieli swój klub towarzyski. Pan, który mnie tu przyprowadził spóźnił się tego dnia tylko o półtorej godziny lecz tutaj każdy wchodzi i wychodzi jak chce, choć praca podobno wre.

Wyprawa do Bangladeszu, Wyprawa do Bangladeszu 2007, Kompas Travel

Pomimo strajku zoo było otwarte lecz niestety oddalone aż o 16km. Wziąłem więc rykszarza, który dzielnie pedałował i po 40 minutach dojechaliśmy do zoo. Dla mnie jazda była przyjemna lecz rykszarz był padnięty a zarobił jakieś 40 pensów. Biorąc pod uwagę, że jest to kraj trzeciego świata zoo nie było najgorsze choć nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego lwy, niedźwiedzie i tygrysy miały klatkę o wielkości małego placu zabaw a kaczki i pawie były trzymane w klatce o wielkości trzech boisk do koszykówki i wysokiej na cztery piętra? Zoo sprawiło, że choć na jakiś czas zapomniałem o głośnych przemarszach i demonstracjach. Było tam wiele kotów i ptaków, gawiale gangesowe, nosorożec, który odwrócił się do mnie tyłem gdy chciałem go sfotografować oraz bardzo towarzyski kruk albinos, który przylatywał do mnie gdy gwizdałem. Porównując jednak zoo w Daka z tym w Kathmandu (Nepal), Lahore (Pakistan) i z wieloma indyjskimi, to tutaj potrzebowało dużej pomocy.

Następnie poszedłem do ogrodu botanicznego ale był to raczej ładny park niż ogród. Cała wycieczka, za transport w obie strony i wejścia kosztowała mnie tylko jednego funta. To lubię!!!

Zdałem już sobie sprawę, że jedzenie w Bangladeszu choć dobre, podawane jest tak aby się nie najeść. Na przykład kurczaki są wielkości gołębia i są jedynie na spróbowanie. Mają tu bardzo dobre ciasteczka maczane nie wiem w czym choć są bardzo słodkie i równie tanie. Niestety tylko obsługa jest zawsze bardzo prosta i chamska choć próbują być mili. Zawsze muszę prosić o sztućce, które nie zawsze mają gdyż wszyscy „żrą łapami”. Jest to obrzydliwe lecz nie zamierzam zmienić całego subkontynentu. Oni mówią, że jest to ich kultura a dla mnie jest to kultura, która wypływa z jej braku. Zauważyłem też, że jak na kraj islamski kobiety pozwalają tu sobie na sporą poufałość ze mną. Wiele razy mnie wołały gdy były same, gwizdały na mnie i prosiły o numer telefonu a nawet chciały zabrać do domu. Nie jest to oczywiście regułą ale np. w Pakistanie mogłyby za to umrzeć.

Wyprawa do Bangladeszu, Wyprawa do Bangladeszu 2007, Kompas Travel

Podróż do Srimangal, piękne pola herbaciane i wiejskie życie w Bangladeszu

Następnego dnia już od rana były demonstracje i krzyki na ulicach a ja już bardzo chciałem się wydostać z miasta gdyż musiałem kontynuować swoją podróż. Pojechałem więc kupić bilet pociągowy do Srimangal, czyli miejsca sławnego w Bangladeszu ze względu na piękną przyrodę i pola herbaciane. Cieszyłem się, że w końcu będę kontynuował swoją podróż lecz za chwilę miałem zostać przerażony. Strajk przybrał na sile, ludzie zaczęli biec w moją stronę i wrzeszczeć oraz rzucać kamieniami w autobusy. W tym samym momencie autobusy zawróciły, pojawiła się uzbrojona policja i wojsko, wszędzie było pełno rozbitej szyby i ranni ludzie a ja po prostu wziąłem rykszę i pojechałem do hotelu. Przeczekałem tam godzinę, porozmawiałem z dyrektorem o zwyczajach w Europie i nareszcie wsiadłem do pociągu. Na wszelki wypadek wziąłem pierwszą klasę gdzie było dość przyzwoicie. Przed odjazdem doradzono mi abym zakrył okno żelazną kurtyną bo w Bangladeszu często obrzucają pociągi kamieniami. Potem napiłem się herbaty i ruszyliśmy. Jechało się dobrze lecz jak zwykle za długo. Podczas jazdy rozmawiałem z kilkoma ludźmi, jeden nawet postawił mi herbatę a po sześciu godzinach w końcu byłem na miejscu. Po drodze widziałem bardzo dużo pól ryżowych oraz ludzi tam pracujących. Myślę, że prawie cały dzień sieją a potem zbierają na bosaka, trzymając nogi i ręce w wodzie. Domy były zbudowane z bambusów a dzieci biegały czasem bez ubrania. Tak nędzne obrazki widziałem już wielokrotnie w innych krajach choć Bangladesz jest taki sam.

Po dotarciu do Srimangal wziąłem rykszę i pojechaliśmy do pierwszego lepszego hotelu. Dostałem śmiesznie tani lecz przyzwoity pokój, z łóżkiem i siatką przeciwko komarom lecz bez ciepłej wody-znowu będę musiał zacisnąć zęby! Srimangal od razu mi się spodobało. Jest to mała dziura z jednym skrzyżowaniem i dwoma ulicami gdzie wszędzie są sklepy. Jest też wiele zawszonych knajp gdzie jedzenie jest do przełknięcia i w tym tkwi cały urok! W Srimangal jestem oczywiście jedynym białym człowiekiem i wiele osób mnie zaczepia aby ze mną porozmawiać lecz nie wyskakują z butów na mój widok tak jak to było na Sumatrze gdzie również zabawiłem parę dni.

Wyprawa do Bangladeszu, Wyprawa do Bangladeszu 2007, Kompas Travel

Byłem na plantacji herbaty w Srimangal gdzie widziałem ogromną biedę ludzi pracujących na polach herbaty należących do obcych korporacji. W Srimangal dotarło do mnie że z wielką pasją reklamowany w Anglii, tak zwany „Fair Trade”, jest zwykłym oszustwem.

Następnego ranka musiałem zorganizować sobie wycieczkę po okolicy. Rozmawiałem wcześniej z kilkoma przewodnikami ale każdy chciał na mnie zarobić fortunę dlatego sam sobie zorganizowałem wycieczkę. Wziąłem rykszarza na cały dzień, który zawiózł mnie gdzie chciałem i zapłaciłem aż cztery razy mniej niż miałbym to zrobić z przewodnikiem. Najpierw pojechaliśmy obejrzeć pola herbaciane koło Srimangal. Cały teren należał tutaj do Finlay Tea i nic dziwnego, że koncerny herbaciane są tak bogate gdyż ludzie tu pracujący zarabiają tyle co nic a obce firmy bogacą się. Cała okolica była piękna, położona na wzgórzach i porośnięta krzewami herbacianymi. Pracowały tu kobiety, mężczyźni oraz dzieci i trzymając cepy w rękach kosili tylko najwyższe liście z krzaków. Nosili potem wielkie paczki liści na głowach i znosili je na dół. Widać, że pracowali ciężko lecz dla mnie całe to przedstawienie wyglądało bajkowo. Krajobraz górzystych, herbacianych pól na tle dżungli i jeziora były najbardziej malowniczą częścią Bangladeszu. Nawiązałem też kontakt z ludźmi, robiliśmy razem dużo zdjęć i próbowałem komunikować się z nimi. Na ich twarzach wypisana była jednak bardzo ciężka praca, która trwała od młodego wieku. Tutaj na polach herbacianych pracują całe rodziny tak samo jak na polach ryżowych. Ludzie byli biedni i zmęczeni lecz potrafili się cieszyć na widok turysty. Moim problemem był tylko sam rykszarz, który bardzo mnie pośpieszał a potem jeszcze zażądał więcej pieniędzy za podwiezienie mnie w pewne miejsce, które i tak było wcześniej umówione. Co jakiś czas musiał się ze mną pokłócić a i tak wszystko robił jak chciałem. Pojechałem też nad jezioro gdzie kąpali się młodzi chłopcy i mogłem z nimi oraz ich ojcem nawiązać kontakt. Są to wszystko ludzie, którzy żyją w glinianych lub bambusowych chatkach pokrytych strzechą. Mają tylko siebie, parę kóz oraz pola herbaciane, które i tak nie są ich. Oni tam tylko pracują. Byli bardzo biedni i zmęczeni lecz zadowoleni z mojego widoku i także próbowali ze mną porozmawiać. Zrobiłem kilka pięknych zdjęć, które myślę, że i tak nie oddadzą tego co czułem w tamtych chwilach.

Wyprawa do Bangladeszu, Wyprawa do Bangladeszu 2007, Kompas Travel

Byłem również w parku narodowym gdzie wszedłem do środka lasu bambusowego i spacerowałem w towarzystwie stada małp. Wszystkie były bardzo głośne i skakały szybko z bambusa na bambus i chciały wyglądać na groźne lecz były tylko bardzo ciekawe. Jedna z nich patrzyła na mnie gdy robiłem jej zdjęcie. Byłem także w kilku wioskach i za każdym razem poznawałem innych ludzi co zawsze było bardzo ciekawe. W jednej z nich odbyłem trzy setowego męczą w badmintona. Jak na całym subkontynencie, krykiet wiedzie prym lecz badminton jest także bardzo popularny. Tymczasem mój rykszarz bardzo się denerwował bo już dochodziła piąta po południu choć wszystko przebiegało według umowy. Na sam koniec chciał mnie naciągnąć i żądał więcej lecz specjalnie zapłaciłem mu tylko obiecane minimum gdyż nie zawiózł mnie wszędzie tam gdzie się umówiliśmy. Postanowiłem sam wrócić do Srimangal i po drodze zatrzymałem się jeszcze nad rzeką gdzie kobiety robiły pranie a mężczyźni kąpali się. Zdjąłem buty, wszedłem do rzeki i po raz kolejny bardzo dobrze zostałem odebrany przez lokalnych ludzi. To był bardzo miły dzień podczas którego miałem okazję zobaczyć nie tylko piękne krajobrazy Bangladeszu oraz jego sławne pola herbaciane. Zobaczyłem też jak wygląda wiejskie życie w tym kraju i w jakich warunkach ludzie tutaj żyją oraz jak reagują na rzadko przybyłych turystów. Niestety nędza była ogromna. Dzieci były brudne i obdarte i wszyscy mieszkali w glinianych chatkach ze strzechą. Dla kogoś kto przyjechałby pierwszy raz byłby to horror. Przygoda w Srimangal była piękna i każdemu polecam. Poza tym jest to wspaniała okazja na zobaczenie wiejskiego życia w tym kraju.

Następnego dnia rano wyjechałem ze Srimangal. Chciałem od razu pojechać do granicy ale w Bangladeszu wszystkie autobusy jeżdżą zawsze przez Daka. Tam musiałem niestety czekać prawie cały dzień na wieczorny autobus przez co znowu straciłem czas.W Dace po prostu chodziłem po mieście, rozciągałem się i grałem z dziećmi w krykieta. Usiadłem też na bazarze by napić się herbaty czaj i kupiłem ciastka wszystkim dzieciom w okolicy. Na hasło”ciastka”powstał tłum dzieci aż policja powiedziała żebym to szybko załatwił. Dobrze, że już wyjeżdżałem gdyż tego samego dnia była niezapowiedziana demonstracja i znowu bardzo dużo wojska i uzbrojonej policji. Przez cały styczeń będą tu strajki z powodu wyborów i znowu cały kraj będzie zablokowany.

Wyprawa do Bangladeszu, Wyprawa do Bangladeszu 2007, Kompas Travel

W drodze do granicy jechałem z chłopakiem, który jechał potajemnie do swojej dziewczyny do Indii i bardzo chciał emigrować do wolnego kraju. Gdzieś gdzie będzie mógłby z nią otwarcie być, bez przestrzegania islamskich praw. Prawo Bangladeszu mówi, że jeśli para śpi razem przed ślubem mężczyzna idzie do więzienia na pięć lat lub musi się z tą kobietą ożenić. W Laosie za coś takiego być może nigdy nie wyszedłby z więzienia a uratować mężczyznę mógłby tylko ślub. Spędziłem całą noc w autobusie i wytrzęsło mnie za wszystkie czasy. Raz przeprawialiśmy się też promem gdyż Bangladesz jest przecięty przez rzeki w wielu miejscach. Granicę otwierali dopiero o szóstej rano, także zdążyłem się jeszcze przespać. Ostatni raz w Bangladeszu pojechałem rykszą, ostatni raz napiłem się ich wybornej herbaty czaj i poszedłem do granicy.

Podsumowanie Bangladeszu

Służby imigracyjne znowu potraktowały mnie bardzo luźno. Wszystkich dokładnie przeszukiwali i wszyscy stali w długiej kolejce a do mnie tylko machnęli ręką i wyszedłem pierwszy. Był także do zapłacenia podatek podróżny lecz powiedziałem, że nie mam pieniędzy i nie mogę zapłacić. Wiedziałem, że nie mogą mnie trzymać w swoim kraju na siłę dlatego uśmiechnęli się tylko i wypchnęli mnie z Bangladeszu za darmo.

Wyprawa do Bangladeszu, Wyprawa do Bangladeszu 2007, Kompas Travel

Spędziłem tylko 10 dni w Bangladeszu co dało mi bardzo dobry obraz tego kraju. Jest tu wiele pięknych miejsc do zobaczenia a pobyt w tu jest bardzo dobrą lekcją o tym jak żyją ludzie w tym odległym dla nas kraju. Byłem tu stosunkowo w niewielu miejscach lecz gdybym chciał odwiedzić inne, byłoby to bardzo trudne z powodu katastrofalnej sytuacji politycznej. Bangladesz był dla mnie krajem bardzo miłych, przyjaznych ludzi i pięknych oblicz natury. Wyjazd tam jest niezapomnianym doświadczeniem i gorąco go polecam lecz przed wizytą radziłbym zapoznać się z obecną sytuacją polityczną.

TAGI
PODOBNE ARTYKUŁY

ZOSTAW KOMENTARZ

SPAM będzie usuwany.

  • Zwierzęta
  • Akta plażowe
  • Ciekawi ludzie - niezapomniane twarze
  • Birma (Myanmar)
  • Armenia
  • Tadżykistan