Wyprawa do Górskiego Karabachu
Górski Karabach
Na koniec mojej podróży po Kaukazie pojechałem do kraju który teoretycznie nie istnieje. Wybrałem się do Górskiego Karabachu, który delikatnie mówiąc stanowi kość niezgody pomiędzy Armenią a Azerbejdżanem. Górski Karabach jest obszarem kontrolowanym przez Armenię, mimo że Azerbejdżan ma go formalnie w swoim terytorium.
Wstęp do podróży po Górskim Karabachu
Gdy byłem w konsulacie Górskiego Karabachu w Erywaniu powiedziano mi że Karabach ma swojego prezydenta i premiera i dąży do pełnej niepodległości, choć jest oczywiście bardzo blisko, wciąż nierozerwalnie związany z Armenią bez której by nie przetrwał. Oczywiście każdy z narodów ma tu swoje racje i każdy ma ugruntowane opinie na temat Karabachu. Przez wiele lat toczyła się tu wojna, co dziś można zobaczyć w postaci ruin po bombardowaniu. Byłem na przykład w mieście Agdam które jest dziś miastem widmo, gdyż zostało ono doszczętnie zbombardowane przez wojska Azerbejdżanu.
Oprócz ruin była tam też baza wojskowa Armenii gdyż Agdam wciąż znajduje się na linii ognia. Drugim tego rodzaju przykładem jest miasto Shushi, które ma kilka nadających się do mieszkania budynków oraz dwie atrakcyjne katedry, lecz połowa ciągle leży w gruzach zarośniętych krzakami jeżyn. Swoją bazę miałem w Stepanakert czyli w głównym mieście Karabachu. Tu już nie było zgliszczy, lecz ładne budynki, muzea poświęcone wojnie z Azerbejdżanem oraz sklepy i wiele knajp z jedzeniem.
Po Karabachu poruszałem się autostopem, który okazał się dłuższym lecz ciągle niezawodnym środkiem transportu. Podróżnikom na niskim budżecie radzę poruszać się tylko autostopem gdyż transport publiczny jest bardzo rzadki a taksówki bardzo drogie. Podczas całych 5 dni w Górskim Karabachu zobaczyłem między innymi: fortecę Mayraberd koło wsi Askeran, wcześniej wspomniane ruiny miasta widmo o nazwie Agdam, okoliczny i także zbombardowany cmentarz perski, oraz fortecę i muzeum w Tigranakert.
Zobaczyłem też miasteczko Vank oraz wspaniałą monasterę Gandzasar będącą wizytówką Karabachu, a także daleko położoną monasterę Dadivank z V wieku. Około 12 km od Stepanakert znajduje się także miasto Shushi, które ma bardzo ładną galerię sztuki, piękną katedrę Ghazanchetsots oraz interesujące ruiny po przeprowadzonych tu bombardowaniach.
Bardzo mi się też podobało 2000 letnie drzewo w pobliżu wsi Karmir Shuka, które było puste w środku i tak ogromne że można by w środku zbudować dom. Przemierzając Górny Karabach autostopem widziałem też piękne góry, kaniony, rwącą rzekę, pasące się zwierzęta oraz rezerwuar Sarsang. Sam autostop też mi sprawił wiele przyjemności gdyż poruszając się po dziurawych drogach jeździłem głównie 25 letnimi Ładami Nivami oraz ciężarówkami Kamaz wyrzucającymi mnie czasem pod sufit. Sowiecka motoryzacja sprawdza się w Karabachu bardzo dobrze.
Tak, rzeczywiście Karabach oferuje dużo atrakcji, choć pamiętać trzeba że życie jest tu bardzo ciężkie a atrakcje będące ciekawe dla turystów nie dają radości miejscowym. Mimo to ludzie są życzliwi i pomocni oraz widać że chcą aby turyści poznali historię Karabachu jak najlepiej, co odzwierciedla się w wielu opowieściach przy herbacie i oczywiście w drodze.
Nawiązując jeszcze przez chwilę do Karabachu z punktu widzenia Azerbejdżanu, zastanawia mnie jak Karabach mógł być od zawsze islamski skoro są tu monastery chrześcijańskie z V oraz z XII wieku? Zdaję też sobie sprawę, że Górski Karabach nie jest popularnym kierunkiem turystycznym i wisi nad nim ciągłe widmo wojny.
Ruiny miast oraz armia mogą też zniechęcać wiele osób, lecz mimo to gorąco namawiam do odwiedzenia tego małego kraju. Jest tutaj specyficzna historia oraz ładna przyroda, a ludzie mają sporo do opowiedzenia. Będąc w Goris (w południowej Armenii) do Stepanakert jest tylko około 95km, co oznacza że dla chętnych podróżników Karabach może być początkiem zupełnie nowej przygody.